Złota czwórka podwójna, srebrna czwórka wagi lekkiej

- Mogliśmy jeszcze szybciej. Mogliśmy góry przenosić - opowiada Michał Jeliński ze złotej czwórki podwójnej. Czwórka wagi lekkiej po 500 metrach była ostatnia, na mecie zdobyła srebro. - W ten sposób najlepiej nam się płynie. Jak mamy formę - tłumaczył Miłosz Bernatajtys

Poniedziałek na igrzyskach - starty Polaków ?

Kolbowicz: Jaki to byłby obciach, gdybyśmy zdobyli brąz ?

Gdy czwórka podwójna mijała metę, usłyszała krzyk. To krzyczał Paweł Rańda, szlakowy czwórki bez sternika wagi lekkiej. Pół godziny wcześniej Rańda w pasjonującym, przemyślanym stylu poprowadził swoją osadę do srebrnego medalu. Teraz krzyczał, stojąc na łodzi, i pokazywał trofeum: - Mamy srebro!

- A ja ci zaraz pokażę złoto! - odkrzyczał Marek Kolbowicz z czwórki podwójnej.

Rańda, Miłosz Bernatajtys, Bartłomiej Pawelczak i Łukasz Pawłowski mogli spowodować u kibiców arytmię serca na tle emocjonalnym. Po starcie zajęli pewną ostatnią pozycję. Po 500 metrach też byli ostatni, po 1000 metrach ostatni płynęli już Holendrzy. Polacy dopiero zaczynali taniec.

- W ten sposób najlepiej nam się płynie. Jak mamy formę. No, bo jak nie mamy, to zostajemy tam, gdzie rozpoczęliśmy - tłumaczył Bernatajtys.

W Pekinie forma dopisała. Z każdym wyścigiem pływało im się coraz lepiej, ale jeszcze nikt poza nimi o tym nie wiedział. W wygranym półfinale zaskoczyli wszystkich. Szalonym finiszem pokonali bardzo mocnych Kanadyjczyków i Holendrów. Po półfinałach okazało się, że między najlepszą osadą a najsłabszą jest zaledwie trzysekundowa różnica. W wioślarstwie to odrobina, mniej niż nic.

- Uświadomiłem sobie, że otworzyła się dla nas furtka do medalu - powiedział Rańda.

Szlakowy, najstarszy w osadzie i jej niekwestionowany lider, uwierzył wtedy w swoich ludzi i w siebie. Tego samego dnia poszedł do fryzjera w wiosce i kazał ogolić głowę na łyso.

- Chyba nie miał wyjścia. Jeszcze w Warszawie zapowiedział, że tak zrobi, jeśli wejdziemy do finału - mówił w niedzielę Bernatajtys, wpatrzony w swojego szlakowego jak w obraz. Prawdę mówiąc, nigdy nie widziałem człowieka z tak rozświetlonymi szczęściem oczami jak Miłosz.

Ale to Rańda był tego dnia showmanem. Gdy minęli metę jako drudzy (dogonić Duńczyków nie mieli szans), 29-letni wioślarz zerwał się ze swojego wózka, łamiąc wiosło i bił się w piersi niczym Tarzan. Krzyczał wniebogłosy, wreszcie obrócił się do Bernatajtysa, wyściskał go i wskoczył do wody. Ratownicy na motorówce chcieli go wyciągnąć, ale nie dał im szansy. Sam wdrapał się na motorówkę, przecisnął na dziób i dalej śpiewał, śmiał się i krzyczał na przemian. Wreszcie wyskoczył na pomost i w uniesieniu zawołał: - Nie wierzyliście!!!

Rańda miał za sobą krótką przygodę jako partner w dwójce z Robertem Syczem, ale kiedy do zdrowia wrócił Tomasz Kucharski, olimpijscy bohaterowie postanowili znów pływać razem. Rańda czuł się z tym nie najlepiej i w niedzielę w Pekinie miał długą chwilę satysfakcji. Dlatego, gdy znalazł się na podium, uklęknął i wskazywał palcem na niebo, dziękując za medal.

Rańda: Kocham cię misiu, mój syneczku! ?

Czterech wyspanych mistrzów

- My też mieliśmy na finał pewien sposób - opowiada Marek Kolbowicz ze złotej czwórki podwójnej. - Otóż postanowiliśmy się w półfinale zarżnąć na maksa. Potem, po takim wysiłku, jest tzw. superkompensacja, czyli organizm przygotowuje się idealnie do jeszcze większego wysiłku. Do tego trzeba dodać dobrą noc, na którą też jest sposób. Po tym mocnym półfinale należy iść późno spać i następnego dnia wytrzymać bez snu. Wtedy w nocy przed finałem człowiek zasypia tak, jakby go ktoś zgasił przełącznikiem. Dzięki temu dziś nie zawiodły mnie moje skromne członki.

Polacy płyną rytmowo - mają najdłuższe pociągnięcia ze wszystkich, ale bajeczny finisz nie jest ich specjalnością. Musieli więc sobie wypracować tak dużą przewagę w dystansie, aby nie stracić jej w końcówce. I narzucili tempo, które zamordowało przeciwników. Po 500 metrach mieli 0,3 s przewagi nad Włochami, po 1000 metach ponad 1 s, po kolejnych 500 metrach niemal 2 s. Kiedy przyszło do finiszu, nie musieli nawet przyspieszać. Jako jedyni płynęli cały czas niezmiennym rytmem, niezmiennym tempem.

Na metę wjechali o długość łodzi przed Włochami. - Mogliśmy jeszcze szybciej. Mogliśmy góry przenosić - mówił Michał Jeliński.

On, szlakowy Adam Korol, Marek Kolbowicz i Konrad Wasielewski zdobyli tytuł mistrzów olimpijskich jako pierwsza polska czwórka. Są zaledwie trzecią osadą w długiej historii wioślarstwa, która wygrała Wielki Szlem - trzy mistrzostwa świata i na koniec złoto olimpijskie.

Jeliński złoty mimo choroby ?

Przez trzy pełne sezony nikt nie był w stanie ich pokonać. Ale w tym roku dokonały tego aż trzy osady i wszystkie znalazły się w finale. - Dobrze się stało, że przegraliśmy przed igrzyskami, bo z każdym rokiem zwiększał się stres i oczekiwanie - stwierdził Kolbowicz. Szeptano jednak, że osada załamuje się psychicznie. - Przez ostatnie trzy tygodnie rzeczywiście byłem kłębkiem nerwów - mówił przekornie 37-letni Marek Kolbowicz i oczy zupełnie temu przeczyły. A na koniec dodał komicznie: - Panie ministrze, panie prezesie, pekaolu, melduję wykonanie zadania!

Sylwetki złotych medalistów

Michał Jeliński

Urodzony 17 marca 1980 w Gorzowie Wielkopolskim. Trzykrotny mistrz świata (2005, 2006, 2007). Na igrzyskach nie jest debiutantem - w 2004 roku w Atenach zajął 13. miejsce w dwójce podwójnej. Jeliński jest Absolwentem Wyższej Szkoły Bankowej w Poznaniu.

Marek Kolbowicz

Urodził się 11.06. 1971 roku w Szczecinie. Jego największe sukcesy to złoto na Mistrzostwach Świata w 2005, 2006, i 2007 r. Kolbowicz to weteran, na igrzyskach występuje już czwarty raz. Szef osady.

Adam Korol

Urodzony 20.08.1974 roku w Gdańsku. Jego największe sukcesy to złoto w 2005, 2006 i 2007 roku. Dla Korola pekińskie igrzyska są czwartym występem na olimpiadzie. Po igrzyskach w Atenach myślał o zakończeniu kariery.

Konrad Wasielewski

Urodził się 19.12.1984 roku w Szczecinie . Podobnie jak koledzy, wśród sukcesów może wyróżnić mistrzostwo świata z 2005, 2006 i 2007 roku. Do osady dołączył w 2005 roku

Sylwetki srebrnych medalistów

Miłosz Bernatajtys

Urodzony 30.05.1982 r. w Słupsku. Jego największym sukcesem jest Mistrzostwo Świata do lat 23 zdobyte w 2004 roku. W tym roku najwyżej był w Pucharze Świata w Poznaniu (ósme miejsce). Nawet jak na polskie warunki, Bernatajtys jest mutlimedalistą. W dotychczasowych startach w Mistrzostwach Polski zdobył już ponad 30 medali.

Bartłomiej Pawełczak

Urodzony 07.06.1982 r. w Więcborku. Największym sukcesem Pawełczaka jest złoto w Mistrzostwach Świata do lat 23 (2003 rok). Pochodzi z małej kujawskiej wsi Grochowiec. Najlepszy rezultat w tym roku osiągnął w Pucharze Świata w Poznaniu (ósme miejsce).

Łukasz Pawłowski

Urodzony 11.06.1983 r. w Toruniu. Podobnie jak koledzy, jego największym sukcesem jest złoto na Mistrzostwach Świata do lat 23 z 2003 roku. Przed igrzyskami zapowiadał zwyżkę formy.

Paweł Rańda

Urodzony 20.03.1979 we Wrocławiu, reprezentuje klub AZS Wrocław. Jego największym sukcesem jest brąz Mistrzostw Świata w dwójce podwójnej wagi lekkiej z 2005 roku. Koledzy z osady nazywają go "kierownikiem". Brązowy medal wywalczył w dwójce z Robertem Syczem.

Więcej o:
Copyright © Agora SA